27 kwi 2011

M jak...Mama ;)

Ufff! Noc i dzień z kolejnym ząbkiem, który przedziera się, przedziera i przedrzeć nie może! Proza życia ale nie od narzekania należy zacząć, prawda?:) Święta minęły - nie wiem kiedy. Mr T podróżował od Babci do Babci, zaliczył urodziny kuzynki i spotykał dużo, dużo ludzi. Zmęczył się. To niesamowite jak takie małe smyki muszą odreagowywać to co wydarzyło się w ciągu dnia, jak pozornie drobne szczegóły przekładają się potem np. na jakość snu. No, ale nie o tym chciałam pisać, jak zwykle się rozgadałam:)

Tak zastanawiałam się podczas świąt... Kiedy kobieta czuje się mamą, to znaczy od kiedy? Gdy spojrzy na test i są dwie kreski? Czy gdy na USG zobaczy mały punkcik? A może gdy usłyszy bicie serca? Pierwszy krzyk? Już w domu? Po miesiącu, dwóch?
Ja czułam się za każdym razem, w każdym momencie, który wymieniłam. Po zrobieniu testu czułam się wyjątkowo, pojawiła się myśl: wow, będę mamą, ale bałam się żeby wszystko było ok... Więc ciążą nie umiałam się tak w pełni cieszyć. Radość szybko mieszała się z lękiem. Jak mr T rodził się, to czekałam na pierwszy krzyk, tak jak nigdy na nic nie czekałam. Sekundy trwały długie minuty... Gdy Go usłyszałam-szczęście, ulga i strach. Jak Go dotknąć, co robić żeby nie płakał, bo w końcu dlaczego płacze!? Było uczucie bezwarunkowej miłości ale chyba nie umiałam jeszcze myśleć o sobie: mama. Uczyliśmy się siebie. On - mojego zapachu, głosu, dotyku, tego co docierało do Niego ze świata, czyli uczucia zimna, ciepła, różne dźwięki. Ja? Jak go sprawnie przebrać, podnieść, wykąpać, nakarmić, zwalczyć kolkę... Dziś stwierdzam, że On był w gorszej sytuacji - tu na zewntąrz znał tylko mnie!
Więc kiedy poczułam się mamą? Nie wiem, chyba z czasem... Jak mówiąc: "a teraz mama zmieni pieluszkę", przestałam zwracać uwagę, na to, że mówię o sobie: mama:) Kiedy mr T przestawał płakać tylko wtedy, gdy ja go przytuliłam... Gdy wyszedł z moją Mamą na spacer - a ja tęskniłam..:) Ta rola zaczęła przyćmiewać inne, które do tej pory pełniłam w życiu. I dziś, opisując siebie, właśnie tę bym wymieniła jako pierwszą. Myślę, że rola mamy definiuje dziś mnie najbaradziej, bo ma wielki wpływ na życie zawodowe, towarzyskie itd, na podejmowane decyzje.  Chyba z każdym dniem bardziej staję się mamą... A to uczucie jest zupełnie inne niż gdy byłam w ciąży, czy gdy zobaczyłam mr T w szpitalu. Dochodzę do wniosku, że mamą trzeba - w pewnym sensie - nauczyć się być. Pewnie, za rok, dwa... zupełnie inaczej tę rolę będę postrzegała...

A Wy Mamuśki i nie tylko Mamuśki????? :)Co o tym sądzicie?

3 komentarze:

  1. dla mnie macierzyństwo to nie była ani męka ani stan wiecznych wzdychań. reakcja na ciąże u lekarza: no trudno. reakcja po urodzeniu, kiedy baby chciały przynieść dziecko do karmienia a ja wtedy czytałam gazetę:oesu, to już tak zawsze, bleee. martwienie się, czy zdrowe, czy zadowolone, czy aby dobrze chowane, to jest jakaś tam część matek jako ludzi, ale uważam, że dookreslanie sie przez tę rolę jest niepotrzebne, tak jak widzenie siebie jako żony, kochanki, corki, wnuczki. w pierwszym rzędzie jest się sobą, a reszta to akolici, mniej lub bardziej kochani.
    agata c.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie też nie jest to stan wiecznych wzdychań:) a męka czasami:) Nie o to mi chodziło:)Droga Agato C :) Oczywiście, że najważniejsze to być sobą! Bez dwóch zdań! Uważam, że bycie mamą nie oznacza NIE BYCIA sobą. To "bycie sobą" zmienia się właśnie pod wpływem tej nowej życiowej roli. ona ma po prostu duży wpływ na moje decyzje zawodowe i towarzyskie. I tyle. Co oznacza, ze jest bardzo dominującym czynnikiem w moim zyciu. Bardzo się tego bałam ale jest ok:)Fajnie, że napisałaś swoje odczucia. Ale nie dowiedziałam sie kiedy poczułaś się mamą:) pozdrawiam serdecznie!!! Fajnie, że zaglądasz tu:) Zapraszam!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy się poczułam?
    no własnie wtedy, kiedy w drugiej dobie chciały przynieśc dziecko na noc, na karmienie a ja pomyślałam, że już kurde zawsze tak będzie, punkt usługowy. wtedy poczułam brzemię, że tak powiem;] macierzyństwa. to słowo dookresla mnie niestety mocno a ja się temu buntuję, niestety, ta droga jest bez wyjścia huehue

    OdpowiedzUsuń