21 wrz 2011

Chwilowa przerwa w odbiorze;)

Troche nas nie ma;)przerwa w odbiorze ale nadrobimy. I obiecuje, wszystko Wam wytlumacze;)za tydzien.Tymczasem sciskam serdecznie i powiem Wam ze tesknie za tym blogowym stukaniem;)Milo mi ze zagladacie do nas i piszecie. Zabraklo mi w tym wpisie polskich literek ale za Chiny Ludowe nie wiem jak w tym komputero-tablecie to uczynic zeby byly, bo nie moj;)pozdrawiam

14 wrz 2011

Rok

Minął rok. Kiedy? Nie mam pojęcia! Jedna świeczka zdmuchnięta, masa życzeń - tak minął nam 13.09.2011 r.  Byłam z mr T sama (nie licząc wspaniałych gości oczywiście!!!!), bo Tata mr T musiał wyjechać... Praca... 

A ja wieczorem, kiedy mr T po dniu pełnym emocji udał się do krainy snów, usiadłam z lampką wina i pomyślałam o tym minionym roku. Wspominałam sobie ten pierwszy krzyk, pierwsze nasze (tzn. mr T i moje) spotkanie, pierwszy buziak, utulenie, ten stres, strach, rodzące się uczucia, których wcześniej nie znałam... Życie wywalone do góry nogami, że już nic nie jest tak jak było... Nawet po drobne zakupy nie można wyjść ot tak beztrosko. Jesteśmy z mr T po prostu nierozłączeni! 

Taki był ten miniony rok. Fantastyczny, taki na który długo czekałam. Chociaż rok ciężki, co tu dużo mówić. Czasami ma się wszystkiego i wszystkich po dziurki w nosie... No cóż, tak jest... Ale tego roku nie zamieniłabym na nic!

Uwielbiam patrzeć jak mr T się zmienia, rozwija. Jak otwierał oczka, długo zapuchnięte po porodzie, jak zaczął przewracać się na boki, łapać stópki, jak uśmiechnął się pierwszy raz, zaśmiał. usiał, zrobił pierwszy krok, zjadł pierwszą marchewkę, powiedział: tata, mama i kilka innych wyrazów, jak naśladuje dźwięk autka, samolotu. Uwielbiam jak gramy piłką, jak rozmawiamy w tylko nam znanym języku. I tak mogłabym wymieniać... :))))  I wiecie, choć dużo jest trudnych chwil, to jak wspominałam ten miniony rok, to myślałam głównie o tych pięknych naszych chwilach. 
I mr T i sobie życzę, by było ich jak najwięcej  :)

11 wrz 2011

Było uroczyście i głośno:)

Ten wrzesień, to zawsze niesie ze sobą dużo ważnych wydarzeń. 11/09 - ta data kojarzy się jednoznacznie, prawda? Ale w naszym rodzinnym życiu będzie kojarzyła się... Mr T został ochrzczony! :) Razem z nim piątka smyków. Specjalna msza tylko dla nich i dla rodzin i żebyście widzieli co tam się działo:)!!! Ksiądz nie słyszał chyba własnych myśli:) a ja nie słyszałam księdza :) Każdy smyk miał coś do powiedzenia, popłakania. Ale z drugiej strony fajnie, że nikt nikogo nie strofował, nie słał gromów wzrokiem :) Totalny luz i zero stresu. Muszę Wam powiedzieć, że mr T spisał się:) Nie było płaczu, gdy po głowie lała się święcona woda a ksiądz nadawał imię, i ogólnie mam wrażenie, że nieźle się bawił :) Pogoda dopisała i czego można więcej chcieć! Później obiad w małym rodzinnym gronie. Mr T zdmuchnął też świeczkę :) 

 
 
Za dwa dni skończy rok i tak świętowaliśmy dwa w jednym :) Fajnie:) Trochę padam po całym dniu pełnym wrażeń, mr T padł już dawno :))) Pozdrawiam.

5 wrz 2011

Forty przewinięte:)

Mały sukces mamy z Bemowa, czyli mój :) A było to tak :)

Forty Bema to mój spacerownik:) i bardzo wyjątkowe miejsce. Wyjątkowe też dla wielu innych rodziców z okolicy. Jest przestrzeń na piknik, ćwiczenia np. jogę, jogging także z wózkiem, fajna trasa na spacer, znajdzie się też cichy kącik pod drzewem, żeby zaszyć się z książką. Jest mega wypasiony plac zabaw, a nawet całkiem czysta toaleta :)  Wszystko pilnowane 24h, więc piknie jest, fajnie! Ale ten familijny teren aż tak familijny nie jest, pomyślałam robiąc kolejne okrążenie wzdłuż fosy. Jak jest ciut zimno, to nie ma gdzie nakarmić dziecka, nie ma też gdzie zmienić pieluszki, przebrać a wiadomo jak to jest z dziećmi. Z tym problemem zgłosiłam się do prze, prze, prze miłej Pani Marty, a dziś już Marty :) z Klubu Mam na Bemowie. Klub współpracuje z Ratuszem więc pomyślałam, że Mamy z Klubu mogłyby szepnąć słówko decydentom. Marta okazała się błyskawicznie działającą osobą, która też ma coś do powiedzenia w Ratuszu. Kilka dni temu dostałam od Niej maila, że w parku, w toalecie będzie przewijak! A o kolejnych zmianach, udogodnieniach rodzicielskich można myśleć, proponować i być może przyszła wiosna będzie jeszcze przyjemniejsza dla mam, tatusiów, dziadków którzy odwiedzają Forty :)

Więc mogę krzyknąć: hurrraaaaa!:) Ot i taki mały sukces :) A jak cieszy!:) 

Wiecie, ta mała sprawa dało mi nie tylko satysfakcję ale  taką jakby nadzieję :)  Warto siąść, coś gdzieś napisać a nie tylko myśleć, że fajnie byłoby gdyby...

2 wrz 2011

Światełko dla Niej

Gorączkowych dni ciąg dalszy. Niestety... Jest 39 i spadek i znów okolice 39... Nieźle się męczy ten mały smyk. Noc była baaarrdzzoo trudna, oby ta była lepsza...Ufff.

Ale w zasadzie siadłam, żeby napisać o Kimś innym. Długo śledziłam blog pewnej wyjątkowej osoby - Pauli. Blog nosił tytuł "Paula i Pan Śmieciuch",  tak nazwała chorobę, z którą żyła... Chora na raka dziewczyna walczyła o życie ze wszystkich sił i pięknie o tej walce pisała. Zbierała pieniądze na kolejne operacje, które miały w tej walce pomóc... Swoją siłą i optymizmem przekonała innych, że warto włączyć się w pomoc, że warto z Nią o Jej życie walczyć. Polska, świat wspierali Ją. A ona walczyła ze  śmieciuchem i pisała. Słowem dawała wiarę innym chorym, a tych zdrowych zawstydzała... W tym i mnie..., że tak nie doceniam tego co  mam... Przypominała, że zdrowie jest naj, naj, naj ważniejsze... Bez niego nic nie ma, po prostu...  Jeju, miała w sobie taką siłę... Właśnie, miała... Już czas przeszły... Zajrzałam na Jej blog, bo miała właśnie kolejną operację... I wszyscy, którzy zaglądaliśmy na Jej stronę, czekaliśmy na nowe, dobre wieści... Z 1.09 jest tylko wpis kogoś z rodziny... I prośba od rodziny (którą Paula powtarzała często nam, czytelnikom) "puścicie światełko w Jej stronę"... Tytuł wpisu: "Od wczoraj wszystko na zawsze jest inaczej"... Jest... Hm... To niesamowite, jak przez blog można się z Kimś związać...

Mam nadzieję, że nauka, jaką dają tacy ludzie jak Paula nie zniknie razem z Nimi, z Nią - z tej ziemskiej rzeczywistości. Paula nie tylko czynami ale i słowami zmieniała, czarowała rzeczywistość. I to przypomniało mi pewien filmik, który chciałabym wam pokazać.

Duża siła słów, prawda? Czasami chyba nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy...Spokojnej nocy...Paula, puszczam  światełko w Twoją stronę...

1 wrz 2011

Letnio -jesienne gorączki

źródło: vitafitfresh.com
Dzieciaki witają szkołę, przedszkola, żłobki, rodzice przeżywają stresy, zwłaszcza gdy to pierwszy dzień dziecka poza domem. Gorączkowo zerkają na zegarek, bo niełatwo zgrać pracę z obowiązkami po pracy... A my? A my też walczymy z gorączką. Mr T złapał coś, nie wiadomo skąd, kiedy, jak. Czyli standard, jak to z dziećmi bywa. A ja przeżywam swój pierwszy stres związany z rosnącą temperaturą, płaczem i tą bezradnością kiedy nie wiadomo jak pomóc.
A mr T tuli się, klei, chlipie. I powiem Wam, że w takich sytuacjach rodzi się chyba jeszcze silniejsza więź-o ile ona może być jeszcze silniejsza... :) Mam nadzieję, że to coś minie szybko.Bo diagnoza jest: 3-dniówka-wirusówka. Organizm walczy, uodparnia się, kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Pozostaje ufać diagnozie i czekać. Mamy zrobić badanie moczu, tylko zastanawiamy się z mężem- jak:)? Przecież z pieluszki nie wycisnę:))))) Jakieś wskazówki?:)

Koniec wakacji. Choć jeszcze lato to już czuć jesień, prawda?Ja czułam ją bardzo, będąc na spacerze z mr T, dwa dni temu (bo teraz musimy siedzieć w domu, choć tak pięknie jest...). Już słychać inny szum drzew, szum suchych liści... Niby jeszcze zielono a trawy już pokryte szeleszczącymi liśćmi w kolorze jesieni...Wiatr zimny, niesie ten specyficzny zapach...Właśnie zapach jesieni... To piękna pora, gdy jest słońce, błękitne niebo i masa kolorów. I w sumie wrzesień jest dla mnie wyjątkowy, wszystkie ważne wydarzenia związane są z tą datą. Ale ta jesień niesie taki niepokój... też. I stanowczo za dużo w tym czasie pojawia się myśli w głowie :) Stanowczo za dużo:)