22 kwi 2012

Wiosna i "Ta, ta!"

Taki, w sumie pierwszy wiosenny, weekend już niestety za nami! 20 stopni, słońce, zieleń, pierwsze kwiatuchy - cóż można więcej chcieć? Chyba tylko jednego: więcej takich dni! 


Mr T szalał: w lesie, a dokładnie w Kampinoskim Parku Narodowym - polecamy - i w miejskiej dżungli :), w której (zwłaszcza w okolicach Starówki) można się poczuć jak na surwiwalu.  Tłok, tłok, tłok - nie polecamy. 

Ale wracając do tych miłych rzeczy, to mr T był tak zachwycony, tym że można już wyjść na dwór bez czapy, bez grubej kurtki, która krępuje ruchy, że można szaleć na kocu, trawie :), że uśmiech nie schodził mu z twarzy. Co więcej!? Zapomniał nawet o obiadku - a to za często się nie zdarza:))))) Każda pozycja w dziennym menu to rzecz absolutnie święta:) A jak przechodziliśmy przez ulicę, to chyba właśnie z tego szczęścia, machał wszystkim kierowcom stojącym na czerwonym świetle. Oni uprzejmie odmachiwali :) a to wszystko skończyło się tym, że czerwone światło zastało nas stojących na środku przejścia... Ja w stresie a mr T? Czule przesyłał dalej buziaki i  machał powtarzając: ta, ta :)  - bo "p" jakoś jeszcze nie wychodzi :) 

Maksimum dotlenienia, zmęczenia i Urwis padł... Uffff :) Kolejny atut wiosny :) Miłego wieczoru!

14 kwi 2012

Sen z zasadami

Lubię jak wyrównuje oddech, jak powoli wkracza do świata snu. I to słychać, umiem rozpoznać ten moment... Oddech się wydłuża, jest spokojny, tylko coś słodko sobie mruczy... Lubię gdy tak mr T zasypia...:) Wygląda jak aniołek, jest tak błogo, spokojnie, jest taki niewinny... Do czasu... :) 

W nocy budzi się - niestety tak ma od półtora roku. Wciąż zastanawiam się kiedy będzie taka noc, że położę się i po prostu pośpię - bez wstawania kilka razy, bez wiszenia na łóżeczku, bez nocnej irytacji... Chociaż skłamię jeśli powiem Wam, że nie rozczula mnie widok mr T, który wyrwany czymś ze snu: siada albo staje przy barierkach łóżeczka, totalnie zaspany, usteczka w podkówkę, włos rozwichrzony, miś pod pachą... I buuuuu!!!! Aż łezka się kręci na widok takiej pierdoły małej :) I tu muszę szybko dodać: która jest oczywiście bardzo cwana i wie, że mama chce pospać i po "entym" nocnym wstaniu, weźmie Jegomościa do łóżka i ten będzie spał w tym większym łóżku. A o to przecież chodzi!!! :) 

Jakoś tak jest, że w tym większym mr T śpi jak suseł, nawet nie mruknie. I tak, przez zmęczenie, książkowe zasady idą w odstawkę, na jutro, na później, na potem.... Tylko co z tego będzie? Dobrej nocy:)

4 kwi 2012

Smaczne i zdrowe łożysko :/

Szok! Tak muszę zacząć ten wpis. 

Właśnie przeczytałam w internecie artykuł o tym, że wśród mam jest moda na zjadanie swojego łożyska... No przyznam, że zrobiło mi się trochę niedobrze. Są mamy, które mielą łożysko z owocami - robią taki koktajl... Są mamy, które zamawiają specjalną usługę i ktoś po porodzie łożysko zabiera, suszy, mieli i robi tabletki

. Są mamy, które po porodzie domowym, mrożą swoje  łożyska... A nijaki dr Łuczaj  w jedm z wywiadów przyznał, że jadł tatar z łożyska swojej żony... Chyba już starczy, co? 

Pewnie pytacie po co? Mamy zapewniają, że oprócz dostarczania cennych składników odżywczych, które są bardzo potrzebne po ciąży i po porodzie. Łożysko może wspomóc laktację, zmniejszyć przygnębienie popołogowe a nawet całkowicie zapobiec wystąpieniu depresji poporodowej. Taka tabletka zrobiona z łożyska przyspiesza obkurczanie macicy, reguluje poziom hormonów, zmniejsza uczucie zmęczenia...To są opinie mam, bo naukowych dowodów na to wszystko - brak. 

A teraz trochę naukowej teorii ale nie o człowieku a o zwierzętach...
Placentofagia czyli zjadania łożyska, to zjawisko występujące u zwierząt. U nich ten akt ma poprawić więź między samicą a młodymi i zapobiega występowaniu agresji względem potomstwa...  Ale u ludzi to tak nie działa, nie ma na to dowodów...

Ale moda jest, na razie w Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii ale może i w Polsce... tylko jeszcze o tym jest cicho... 

Powtórzę: szok! Jakoś nie potrafię na tę nowinkę spojrzeć pozytywnie i ze zrozumieniem...