Ostatnio dużo się działo. Dzień zlewał się z nocą. Wciąż w biegu, myślami jednocześnie byłam w kilku miejscach. Jednym słowem - życie przyśpieszyło. Efekt, był taki że mr T, który i tak ma mnie mniej niż jeszcze 4 miesiące temu, miał mnie bardzo mało. Nie tylko fizycznie, bo nawet jak byłam przy nim ciałem, to myślami byłam jeszcze w dniu wczorajszym albo już daleko w przyszłości.
Gdy tak siedziałam przy stole, wzrok i myśli błądziły gdzieś tam... Mój mały dwu i pół latek wdrapał się na krzesełko, usiadł na przeciwko mnie, podparł rączką główkę, drugą złapał mnie za rękę i mówi: Mamo, mas poblem? ( może przetłumaczę :) Mamo, masz problem?) To pytanie mnie wyrwało z tego innego świata, zaskoczyło i zamurowało... Nie wiedziałam co mam powiedzieć! Jak, skąd on wie? On ma dwa lata! Tymczasem mr T, z przechyloną na bok główką, dalej patrzył na mnie, głaskał po mojej dłoni i mówi: Skoda, nie matw sie (czyli Szkoda, nie martw się). Nie wiedziałam co mam powiedzieć. To było bardzo wzruszające... Mr T zszedł z krzesła. Ja - wzruszona - zostałam przy stole. Wróciłam do tego co tu i teraz, dzięki dwu i pół latkowi, który zobaczył, zauważył więcej niż inni... Niesamowite...
Dziś był fajny dzień, pełen zabawy, śmiechu, tulenia. Położyłam się z mr T na kanapie. Mr T mówi: Jubie tak tobą leżeć... Ja też lubię mr T...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz