14 paź 2011

Było pracowicie

Jeszcze słowo o wakacjach. Chcę napisać, bo były zupełnie inne niż zawsze, niż te do których przywykłam, gdy było nas 2 nie 3...:) Nie było już beztroski, marnowania czasu:) Te wakacje były pełne obowiązków, odpowiedzialności, od której nie można się uwolnić, odłożyć jej "na później", powiedzieć dziecku: " śpij, ja chcę spać", "zajmij się czymś, chcę robić - nic:)". Niestety roczniak nie zrozumie. I pewnie nie tylko roczniak :)))To było ciekawe, nowe doświadczenie.


Najpierw pakowanie... Ojeju, nawet już nie chcę do tego wracać:))) I podróż... Zwykle, jadąc samochodem, przytulałam się do poduchy i odjeżdżałam, ruszałam w swoją podróż do krainy snów. Nie tym razem:) Tym razem zabawiałam mr T, stawałam na rzęsach, by jakoś wysiedział kilkanaście godzin w foteliku. A tak na co dzień nie można było oderwać się od tego co mam na co dzień.


Poranne wstawanie, czas drzemki i wszystko to skoordynować z czasem zwiedzania itd. O tak zwiedzanie! Każdy "wypad" kończył się długim pakowaniem. Wypchana torba, aż trudno było ją zapiąć :) Kilka kilo extra:) Idealne na zwiedzanie.Trzeba pamiętać o termosie z ciepłą wodą, bo herbatka i o zimnej i o obiadku, deserku... Jezu, żeby wszystko zabrać ze sobą. A pieluszki są? A ubranka na zmianę, bo przecież nie raz mr T zasikał wszystko! Raz przebierałam go 4 razy! Szukalismy już nawet specjalnie sklepu z odzieżą dla dzieci, bo do miejsca gdzie mieszkaliśmy było jeszcze daleko a wieczór i chłód był bezlitosny. Jak mr T to robił, nie wiem:)

Poza tym mr T zaczął doceniać swoje nogi :) i to, że fajnie jest poruszać się na nich. Choć nie zapominał też, że przemieszczanie się na czworaka opanował do perfekcji i błyskawicznie pokonuje odległość z punktu A do B.  I nie ważne, że schody, że rogi od stołów, że drzwi zamykają się a palce zostają..

I tak od prozy dnia codziennego uciec trudno i odpocząć też w sumie... Nie odbierzcie tego jako narzekanie, broń Boże! Po prostu ciekawe doświadczenie. Uświadamiające mocniej, bardziej tą sporą odpowiedzialność jaką teraz ponoszę i z której się bardzo cieszę!:))))

1 komentarz:

  1. my zaliczyliśmy pierwsze wakacje już z trzymiesięczniakiem. Było chyba nawet jeszcze trudniej niż u Was, bo Bobiński nie umiał się jeszcze zainteresować tym co jest dookoła wózka, na siedząco to jeszcze za wcześnie, na leżąco nic znowu nie widać. Butelka jest pomiotem szatana, dlatego akceptujemy tylko cycuszka mamusi. I tak mamusia na szlaku górskim się obnażać musiała - dobrze, że chociaż ławeczka była... :-)

    OdpowiedzUsuń